Kościół katolicki od zarania stał na straży reguł ustanawianych w przeciągu wieków. Pomijając fakty, iż w niektórych przypadkach zmieniał je, gdy stanowiły niezbyt wygodną przeszkodę dla funkcjonowania hierarchii kościelnej. W odniesieniu do zwykłych wiernych nie był już tak wyrozumiały i miłosierny, Celibat wprowadzony po kilku wiekach naturalnego funkcjonowania nie był zapewne zgodny z naturą ludzką duchownych, ale dzięki temu można było uniknąć rozwodów wśród kleru. Sytuacja odnosząca się już do wiernych wcale nie przedstawia się optymistycznie. Mnogość rozwodów pośród nich, spowodowanych przeróżnymi sytuacjami życiowymi, powoduje, iż mogą czuć się poza obszarem kościelnego sacrum. Mimo, iż zgodnie z zapewnieniami, że rozwodnicy nie są wykluczeni ze wspólnoty, jednak fakt życia z kimś w związku wyklucza ich całkowicie. Nasuwa się w takim wypadku jedno z pytań, czy rozwodnik może być chrzestnym. Z całą pewnością tak, pod warunkiem, że całkowicie zrezygnuje z dotychczasowych więzi z obecnym partnerem, którego darzy prawdziwym miłosnym uczuciem, a w wielu przypadkach i z założonej nowej rodziny. Bezduszność pewnych kościelnych przepisów jawi się jako skierowana przeciw uczuciom i naturze ludzkiej. Losy i sytuacje każdej osoby są inne i specyficzne, nad którymi kościół powinien pochylać się indywidualnie. Jednak bezduszny moloch skorupy instytucji kościelnej nie jest zdolny do takich powołań. Sakrament chrztu udzielany za pieniądze nie jest na pewno pochwalany przez założyciela kościoła. Piętnująca ów powszechnie praktykowany proceder, obecna głowa papieska, nie jest wysłuchiwana przez podległych wysokich biskupich hierarchów, gustujących w dostatnim i materialistycznym życiu doczesnym. Być może obecny następca świętego Piotra zapoczątkował powrót do prawdziwych korzeni i sensu wiary, która przez wieki zmieniała swoje oblicze według upodobań hierarchów. Należy żywić nadzieję, że kościół powróci naturą do celów, do których został powołany czyli do jednostki ludzkiej, jej wartości i dobra.